Czy koronawirus zaatakuje polskie sadownictwo?
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Czytany 5593 razy
- Wydrukuj
Koronawirus od kilku tygodni jest numerem jeden we wszystkich serwisach informacyjnych. Budzi wiele emocji, ale przede wszystkim obaw o życie, zdrowie, a także o przyszłość naszych bliskich.
Dziś już większość z nas nie ma złudzeń, że pandemia odbije się negatywnym echem na polskiej gospodarce, także na sadownictwie. Aktualnie każda branża notuje olbrzymie straty począwszy od turystyki, transportu, wszelkiego rodzaju usługach, a kończąc na rolnictwie.
Co będzie dalej? Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy w perspektywie kilku miesięcy koronawirus będzie miał pozytywny czy negatywny wpływ na polskie sadownictwo. Nikt bowiem nie wie, na jaką skalę rozprzestrzeni się w naszym kraju. Jeśli nic się nie zmieni, czyli wirus nadal będzie atakował, to oczywiście będzie miał wpływ na światowy handel jabłkami i przetworami z nich. Największe ognisko jest, jak wiadomo w Chinach, które wytwarzają około 50% światowej produkcji jabłek i są ich ogromnym eksporterem. Największe znaczenie ma chiński koncentrat, który trafia na niemal cały glob, ale niemałe znaczenie ma też tamtejszy eksport owoców deserowych, które docierają w dużych ilościach np. na rynek rosyjski. Nie podlega więc dyskusji, że światowy rynek jabłek ulegnie zawirowaniu. Oczywiście sam koncentrat jabłkowy nie jest nośnikiem koronowirusa, ale potencjalna panika na rynku w odniesieniu do produktów z Azji może zrobić swoje. To samo w przypadku jabłek świeżych. Kolejnym krajem z ogromną liczbą zachorowań są Włochy, które są w produkcji jabłek europejskim potentatem. Blokada tego kraju z pewnością odbije się na wynikach w handlu, bo już dziś dochodzą do nas sygnały, że jest m.in. problem braku środków transportu mogących pojechać do tego kraju i z niego i wyjechać – zauważa Mirosław Maliszewski, Prezes Związku Sadowników RP. –Wielu ma nadzieję, że polska jako kraj relatywnie tak bardzo nie dotknięty wirusem skorzysta gospodarczo i handlowo. Być może tak się stanie, ale ja bym zbyt dużych nadziei nie robił. Handel koncentratem jest niejako anonimowy, bo żaden konsument nie wie, czy kupowany sok jest z polskich, ukraińskich, czy chińskich jabłek. Nieco inaczej może być z owocami deserowymi, które muszą być oznaczone krajem pochodzenia. I tu mam odwagę przypuszczać, że strach może zrobić swoje i owoców z pewnych krajów ludzie kupować nie będą chcieli. Szansą dla nas będzie niewątpliwie sytuacja, w której obronimy się przed wirusem – dodaje Mirosław Maliszewski.
Wydaje się jednak, że z najpoważniejszym problemem w branży sadowniczej wywołanym przez koronawirusa przyjdzie nam się dopiero zmierzyć. Chodzi oczywiście o pracowników z Ukrainy, którzy na skutek zamknięcia granic zewnętrznych przez Unię Europejską nie mogą na razie przyjechać do nas do pracy. Wprowadzone restrykcje będą najpierw odczuwalne przez producentów owoców jagodowych: truskawek, malin, porzeczek czy borówek, których zbiory rozpoczynają się najwcześniej. Sytuacja jest bardzo dynamiczna i nie sposób przewidzieć jej dalszego rozwoju. Jednak jako Związek Sadowników RP podejmujemy próby łagodzenia jej skutków - dlatego wystąpiliśmy do Premiera RP z prośbą o możliwość przedłużenia legalnego pobytu cudzoziemcom aktualnie zatrudnionym w naszym kraju o kolejne 3 miesiące. Zdajemy sobie sprawę, że nie rozwiąże to problemu braku rąk do pracy, ale na chwilę obecną go zminimalizuje. Mamy nadzieje, że rząd w ramach tzw. pakietu pomocowego przychyli się do naszej prośby.
Agnieszka Dywan
Związek Sadowników RP