Bez jabłek, bez faktur i bez pieniędzy
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Czytany 15087 razy
- Wydrukuj
Poprzedniej zimy sprzedał jabłka, ale do tej pory nie otrzymał za nie pieniędzy. Firma handlująca owocami jest winna sadownikowi z gminy Błędów 126 tys. zł.
Pan Zbigniew nawiązał kontakt ze spółką Fruitlead w 2017 roku. Handel przebiegał dobrze. Sadownik za tamten okres otrzymał wszystkie należne pieniądze, więc kontynuował z nią współpracę także w 2019 roku.
Do marketów
– Sortowaliśmy jabłka „na gotowo”, w wytłoczkę, rozkalibrowane co pół centymetra – wspomina pan Karol, syn pana Zbigniewa, i podkreśla, że dostawy przygotowywał typowo pod wymagania jednej z polskich sieci marketów.
Ceny proponowane przez Fruitlead nie wzbudziły podejrzeń, choć – jak przyznaje sadownik – były one dobre jak na ówczesne warunki. Firma płaciła nieco lepiej niż w przypadku owoców szykowanych w kartony. Miejmy jednak na uwadze, że jabłka zostały posortowane w wytłoczkę i rozkalibrowane, co wymaga większej uwagi od osób przygotowujących dostawę.
Najwyraźniej firma Fruitlead była zadowolona z towaru dostarczanego przez sadownika, ponieważ zamówienia spływały bardzo często. Pan Zbigniew oraz jego synowie niemal codziennie dowozili jabłka do magazynu, który spółka wynajmowała w Zalesiu (gm. Błędów). Dostawy przechodziły standardową procedurę – na miejscu pracownik kontrolował jakość dostarczanych owoców, potem sadownik szedł do biura, gdzie otrzymywał dokument przyjęcia zewnętrznego (tzw. PZ-tkę). Po jakimś czasie na podstawie PZ-tek firma wystawiała fakturę zazwyczaj z terminem płatności 60 dni (tylko jedna z faktur ma termin płatności 120-dniowy).
Ostatnią fakturę panu Zbigniewowi firma wystawiła 8 lutego 2019 roku. Kolejnych już nie otrzymał mimo wielokrotnych upomnień. Na dowód, że dostarczył owoce, posiada jednak PZ-tki.
Numer aktywny
– Nic nie wskazywało, że wkrótce zaczną się problemy – mówi pan Karol. Czerwona lampka zapaliła się, gdy termin płatności za pierwszą z dostaw minął, a na koncie nie pojawiły się pieniądze. Było to na początku marca 2019 roku. – Natychmiast zaprzestaliśmy dostarczania jabłek – informuje.
Zaniepokojeni sadownicy skontaktowali się z prezesem firmy Fruitlead, Hubertem L. – Prezes poinformował mnie, że brak wpłaty w terminie wynika z zatorów płatniczych. Umówiliśmy się jednak, że firma będzie uiszczać należności sukcesywnie, po kilkanaście tysięcy złotych tygodniowo – wspomina pan Karol.
dokończenie ze strony pierwszej
I rzeczywiście na konto sadownika zaczęły wpływać pieniądze w tygodniowych odstępach. Przedostatnia – jak się później okazało – wpłata od firmy Fruitlead znacznie niższa niż poprzednie, w wysokości około 6 tys. zł, nastąpiła pod koniec maja. – Po tej wpłacie znów skontaktowałem się z panem Hubertem. Po raz kolejny zapewnił mnie, że otrzymam pieniądze – relacjonuje poszkodowany producent.
Potem prezes przestał odbierać telefony (numer był i cały czas jest aktywny, ale nikt nie odbiera), nie odpisywał na SMS-y. Sadownik kilkukrotnie jeździł także do Zalesia, ale nie mógł go tam zastać. Kontaktował się również z handlowcem i innymi pracownikami, ale bez konkretnego efektu.
Windykacja nie pomogła
Zdesperowany producent postanowił wynająć firmę windykacyjną w nadziei, że uda się jej w jego imieniu odzyskać należne pieniądze. Nie przyniosło to jednak spodziewanego rezultatu. Zawiadomił więc policję. Zeznania na komisariacie w Błędowie złożył zarówno poszkodowany sadownik, jego syn oraz prezes firmy Fruitlead.
Co ciekawe, już po tym, jak pan Zbigniew zawiadomił policję, a jeszcze przed przesłuchaniami spółka przelała na konto sadownika nieco ponad 6 tys. zł (było to w sierpniu 2019 roku). Była to ostatnia wpłata, jaką do tej pory poszkodowany otrzymał od firmy Fruitlead.
Śledztwo umorzone
W październiku ubiegłego roku pan Zbigniew otrzymał pismo, że prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa, uznając, że „nie zostały wypełnione znamiona przestępstwa stypizowanego w art. 286 § 1 k.k.”.
Prokuratura podjęła decyzję o umorzeniu śledztwa, mimo że nie przesłuchała osób prowadzących księgowość Fruitleadu, nie sprawdziła dokumentacji księgowej spółki ani nawet nie wystąpiła do Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej o udzielenie informacji gospodarczej na temat nieuregulowanych zobowiązań firmy (o wykonanie m.in. tych czynności wnioskował do prokuratury pełnomocnik sadownika). Prokurator nie zadał sobie też trudu przesłuchania pozostałych pracowników spółki.
Na początku stycznia zwróciliśmy się do Prokuratury Rejonowej w Grójcu z prośbą o udzielenie odpowiedzi na kilka naszych pytań dotyczących sprawy. Chcieliśmy się dowiedzieć, dlaczego umorzono śledztwo i dlaczego nie wykonano wspomnianych czynności? „Nadmienić należy, że prowadząc postępowanie karne prokurator dokonuje samodzielnej oceny co do zasadności i konieczności przeprowadzenia określonych czynności dowodowych” – odpisał nam Maciej Gawaś, prokurator rejonowy.
Spotkanie w Lipiu
Warto również wspomnieć o jeszcze jednym ciekawym zdarzeniu, do którego doszło już po tym, jak poszkodowany sadownik postanowił wstąpić na drogę prawną. W sierpniu drugi syn pana Zbigniewa, Radosław, dowiedział się, że firma Fruitlead wynajmuje magazyn w Lipiu, innej miejscowości w gminie Błędów (wcześniej spółka opuściła halę w Zalesiu). Pojechał więc na miejsce, gdzie udało mu się nawet zastać Huberta L. (przypomnijmy, że wtedy mężczyzna już od kilku miesięcy nie odbierał telefonów od producenta). Jak wynika ze słów naszego rozmówcy, prezes jednak nie powiedział mu, kiedy zapłaci za resztę dostarczonego towaru.
Inni też czekają
Pod koniec grudnia pan Karol w mediach społecznościowych zamieścił post, za pomocą którego miał nadzieję znaleźć inne osoby mające problem z odzyskaniem pieniędzy od firmy Fruitlead. Zgłosiło się do niego kilkanaście z całej Polski.
Na pieniądze od firmy Fruitlead czeka na przykład pan Mateusz, który świadczył jej usługi transportowe. Jak relacjonuje przedsiębiorca, spółka początkowo płaciła. Potem, gdy należności urosły do kwoty około 30 tys. zł, zaprzestał wykonywania przewozów i zaczął upominać się o zapłatę. – Dzwoniłem do przedstawicieli firmy. Zapewniano mnie, że faktury zostaną opłacone – mówi. Do dziś jednak nie otrzymał pieniędzy. Urwał się też kontakt. Telefony są albo wyłączone, albo nikt ich nie odbiera.
Z kolei pan Piotr (imię zmienione), sadownik z gminy Warka, dostarczył firmie Fruitlead śliwki w październiku ubiegłego roku. Zawiózł je do magazynu w Lipiu. – Ogłoszenie przedstawiciela firmy Fruitlead znalazłem na portalu Igrit. Podczas rozmowy telefonicznej umówiłem się z nim, że otrzymam zapłatę gotówką. Potem jednak poinformowano mnie, że pieniądze przyjdą przelewem. Z uwagi na to, że w grę wchodziła stosunkowo nieduża kwota, ostatecznie zgodziłem się. Na miejscu wystawiono mi tylko PZ-tkę z pieczątką i nieczytelnym podpisem. Faktura miała zostać do mnie wysłana. Do dziś jej nie mam. Nie mam też pieniędzy za towar – opowiada producent.
Bez kontaktu
Co jeszcze wiemy o firmie Fruitlead? Z danych udostępnianych przez Krajowy Rejestr Sądowy (według stanu na 24 stycznia 2020 roku) wynika, że powstała we wrześniu 2016 roku. Zajmuje się m.in. handlem hurtowym owoców i warzyw. Jej oficjalna siedziba mieści się na warszawskim Ursynowie, w biurze coworkingowym. Jeszcze w listopadzie firma korzystała z magazynu w Lipiu. Zdążyła jednak opuścić już obiekt.
A jeśli chodzi o prezesa spółki, Huberta L., wiemy, iż ma on 34 lata i pochodzi z gminy Chynów. Próbowaliśmy się z nim skontaktować. Nie odebrał jednak telefonu, nie odpisał na SMSa, ani na maila, którego wysłaliśmy na adres firmy. Natomiast numer telefonu podany na stronie internetowej fruitlead.eu jest wyłączony.
Pan Zbigniew nie odpuszcza. Wniósł zażalenie na decyzję prokuratury o umorzeniu śledztwa. Zostało ono uwzględnione. Trwa nowe postępowanie.